Recherche avancée Recherche avancée

Kolor.


Nie będziemy tu rozwodzić się szeroko o rzeczach ogólnie znanych, które w pierwszej lepszej psychologji znaleść można. Przypomnimy tylko w krótkości pewne właściwości sfery wrażeń wzrokowych, o tyle o ile to jest konieczne dla dalszej artystycznej analizy kolorów i ich kombinacji, opierając się na książce Ebbinghausa p.t. „Grundzüge der Psychologie”. Właściwością aparatu wzrokowego jest, że daje on, przy zupełnej nieruchomości oczu, pole widzenia niejednolite. Mamy punkt rzucający, w którym widzimy najdokładniej; od punktu tego, stopniowo we wszystkie strony, kontury stają się coraz mniej wyraźne i powoli rozwiewają się w zupełny zanik czuć wzrokowych. Odczuwanie kolorów również jest rozmaite, zależnie od oddalenia od punktu rzucającego; w blizkości jego jesteśmy mniej wrażliwi na różnice natężenia światła, za to odczuwamy z równą siłą wszystkie kolory, dalej jesteśmy wrażliwi tylko na błękitne i żółte, przyczem czerwone np. odczuwamy jako ciemno-żółte, a zielone jako niebieskawe, na krańcach zaś pola widzenia mamy tylko różnice ciemnych i jasnych tonów bez żadnego kolorowego współczynnika, za to jednak odczuwamy je silniej niż w okolicy punktu rzucającego. Kolory dzielą się przedewszystkiem na jaskrawe i obojętne. Do jaskrawych należą: czerwony, pomarańczowy, żółty, żółto zielony, niebieski, fioletowy i purpurowy, wraz ze wszystkiemi pośredniemi tonami, do obojętnych czarny i biały ze wszystkiemi odcieniami szarości. Jeśli wodzimy wzrokiem po widmie od czerwonego do fioletowego końca, możemy zaobserwować punkty w których kolor zmienia swoją jakość w zasadniczy sposób: czerwony przechodzi łagodnie w pomarańczowy, podobny jednocześnie i do czerwonego i do żółtego, dalej pomarańczowy przechodzi w żółty niepodobny już do czerwonego zupełnie, różniący się od niego jakościowo, dalej w kierunku zielonego mamy tony żółto-zielone podobne, jak sama nazwa wskazuje, i do jednych i do drugich. W zielonym jednak następuje zmiana zasadnicza i jest on sam w sobie innym kolorem, do innego zupełnie niepodobnym. Gdzie następuje to przejście, nie jesteśmy w stanie dokładnie oznaczyć, jesteśmy jednak bezpośrednio zupełnie pewni, że punkt taki musi się gdzieś znajdować. Punktów takiej zmiany zasadniczej mamy cztery: czerwony, żółty, zielony i niebieski. Kolory jaskrawe możemy uszeregować według ich nasycenia t. zn. według tego, na ile każden z nich zbliżać się może do pewnego odpowiedniego co do jasności tonu szarego. Możemy sobie wyobrazić jak to jest przedstawione w „Psychologii" Ebbinghausa, pewien czworokąt o zaokrąglonych rogach, (dla oznaczenia nieokreśloności przejścia jednych kolorów w drugie), które będą odpowiadać czterem kolorom, w których następuje zmiana jakościowa czyli kolorom głównym, linja zaś ograniczająca będzie wyrażać przejście między temi kolorami w ich maksymalnych nasyceniach. Jeśli przez środek tego czworokątu przeprowadzimy linję prostą, na której końcach umieścimy kolory obojętne, na dolnym np. czarny, a na górnym biały, to na linji tej będziemy mieli wszystkie stopnie szarości. Połączywszy końce: czarny i biały z odpowiednimi punktami czworokątu i umieściwszy płaszczyznę jego żółtym końcem nieco wyżej, w kierunku białym, co ma wyrażać zasadniczą jasność maksymalnie nasyconego koloru żółtego w stosunku do ciemności takiegoż błękitu, otrzymamy ośmiobok przestrzenny, składający się z dwóch o wspólnej podstawie piramid, którego powierzchnie reprezentować będą wszystkie kolory nasycone jaśniejsze i ciemniejsze i w którego wnętrzu możemy pomyśleć wszystkie odcienie jasności i ciemności mniej nasyconych kolorów. Widzimy że kolory stanowią różnorodność ciągłą, trójwymiarową, t. zn. że każdy dowolny ton może być oznaczony trzema i tylko trzema danemi: kolorem (czy jest to kolor czerwony np. czy zielony), jasnością, (czy jest bardziej zbliżony do czarnego czy do białego), nasyceniem (czy jest więcej lub mniej podobny do równego z nim co do jasności — szarego). Mieszanie kolorów można ująć w trzy zasadnicze prawa: 1) W ciągu całego przejścia od czerwonego do fioletu, każdy kolor ma swój kolor djametralnie przeciwny, z którym zmieszany daje kolor biały, a w mniejszym stopniu nasycenia odpowiedni szary. Parami takich kolorów, które nazywamy kolorami dopełniającemi będą np. czerwony i grynszpanowo-zielony, pomarańczowy i zielono-niebieski, żółto-cytrynowy i fioletowy, zielony i purpurowy, żółty i niebieski. 2) Jeśli będziemy mieszać ze sobą dwa kolory nasycone, nie będące dopełniającem i, możemy otrzymać z nich wszystkie kolory pośrednie, zależnie od proporcji dwóch elementów, przyczem jednak mieszaniny, słabsze będą w swem nasyceniu od kolorów użytych do stworzenia tych mięszanin. 3) O ile mieszanie nie doprowadza do znacznych zmian jasności, to możemy twierdzić, że wyglądające jednakowo kolory, bez względu na to z jakich się same składają, dadzą jednakowo wyglądające mieszaniny. 

Prawo kontrastu: Niezależnie od teorji objaśniającej zjawiska kontrastu, faktem jest, że plama szara na tle białem robi wrażenie ciemniejszej a na tle czarnem jaśniejszej. To samo dotyczy i plam kolorowych, które pod działaniem otoczenia, przyjmują zabarwienie w kierunku koloru dopełniającego do koloru tego otoczenia. Biały lub np. żółty krążek na tle czerwonem będzie na nas robił wrażenie, w pierwszym wypadku zielonawego w drugim, żółto-zielonego jak gdybyśmy do żółtego np. dodali odpowiednią ilość, dopełniającego do czerwonego tła, zielonego koloru. Im mniejsza będzie plama w stosunku do tła, tem bardziej będzie się potęgować zjawisko - kontrastu. Przy równych lub mało co do wielkości różniących się plamach, zjawisko kontrastu występować będzie w blizkości zetknięcia danych plam. Im grubszy będzie rozdzielający je kontur, będzie ono tem słabsze. Jeśli sąsiadującemi kolorami będą dwa dopełniające, będą one wzajemnie potęgować w pewnych granicach swoje nasycenie. Np. blado-zielony i blado-czerwony będą silniejsze w swej zieloności, względnie czerwoności, niż jeśliby znajdowały się oddzielnie. O ile jeden z kolorów jest więcej nasycony niż drugi, zmiana będzie bardziej widoczną na mniej nasyconym. 

Harmonja kolorów: Prawa harmonji kolorów czyli wrażeń przyjemności lub przykrości, uspokojenia lub niepokoju, których doznajemy od ich zestawień, są niezmiernie w dzisiejszym stanie kultury skomplikowane i bynajmniej nie mamy zamiaru wyliczyć tu wszystkich, co zdaje się wogóle jest niemożliwem. Przedewszystkiem harmonja jest względną, a po drugie, zależy od kształtu i proporcji częściowych przestrzeni pokrytych kolorami i stanowiących elementy składowe danej przestrzeni zamkniętej. Postaramy się tylko scharakteryzować najważniejsze zestawienia i podać ich zależności od ich przestrzennego rozmieszczenia. Przedewszystkiem musimy zaznaczyć, że mówiąc o barwnikach, któremi operuje malarstwo, nie możemy trzymać się zasad wypowiedzianych wyżej w streszczeniu „Psychologii" Ebbinghausa. Mięszanie bowiem danego barwnika w maksymalnem jego natężeniu z barwnikiem białym lub czarnym, połączone jest ze zmianą jego nasycenia, czyli że mówiąc o farbach nie zaś o kolorach widmowych, musielibyśmy pomyśleć ośmiobok Ebbinghausa, jako sferyczny, o płaszczyznach wgiętych t. zn. że kolory tracąc nasycenie zbliżały się do osi czarno-białej. Wgięcie to musielibyśmy pomyśleć daleko większem po stronie czarnej niż białej, ponieważ dodanie barwnika czarnego, daleko więcej wpływa na nasycenie danego koloru niż dodanie farby białej, przy osiąganiu tonów co do światłości równych, danym tonom szarym na osi czarno białej. Deformacja ośmioboku musiałaby być jeszcze większą, z powodu nierównomiernego zmieniania natężenia każdego koloru, leżącego na jego południkach: żółty kolor np. przy najmniejszym dodatku czarnego staje się zielonkawym, czerwony również, w miarę zciemniania go czarnym, a nie fjoletem (co daje już inny zasadniczo południk) traci szybko swoje nasycenie. Oczywiście możnaby dobrać barwniki w ten sposób, aby tego w pewnych granicach uniknąć. Jest to jednak niemożliwem np. w malarstwie olejnem, gdzie rozporządzamy małą stosunkowo ilością barwników, których nasycenie w stosunku do ciemności bywa bardzo rozmaite: Np. błękit pruski istnieje w stanie czystym jako bardzo ciemny, prawie czarny, gdy tymczasem prawie czarnego cynobru niema wcale, a żółte bardzo nasycone i bardzo ciemne barwniki są wprost niewyobrażalne. Dlatego dalej będziemy mówić o tych kolorach, które są mniej lub więcej dostępne w odpowiednich barwikach, nie zaś o czystych barwach widma, które w malarstwie nie mają zastosowania. Możnaby jeszcze mówić o nich w zastosowaniu do witraży, ale też w pewnych granicach. W dalszej więc analizie będziemy mówić nie o kolorach jasnych lub ciemnych lecz o nasyconych i pochodnych od tych nasyconych i to zarówno w kierunku białym i czarnym jak i kolorowym; będziemy więc rozróżniali pochodne kolory proste i złożone.

Dany bowiem kolor możemy uważać np. za pochodną czerwonego w kierunku zielonym i jednocześnie za pochodną w kierunku białym lub czarnym, przez co będziemy rozumieli, że do pewnej ilości cynobru dodaliśmy np. szmaragdowej zieleni i czerni słoniowej. Jeśli będziemy mówić, że kolor jest czerwono-zielony, będzie to znaczyć, że jest to pochodna zielonego w kierunku czerwonym, jeśli zielono-czerwono-czarny, oznaczać to będzie pochodną od czarnego w kierunku zielonoczerwonego itp. Oczywiście na mocy prawa kontrastu ton, który możemy scharakteryzować jako pochodną fjoletu w kierunku żółtym np. na tle pomarańczowem, na tle zielonem będzie dla nas pochodną fjoletu w kierunku czerwonym; będzie się to w szczególności odnosić do tonów jasnych, mało nasyconych, które są specjalnie wrażliwe na sąsiedztwa. Aby umożliwić dalszą analizę, musimy wybrać pewną ilość barwników dla jednoznacznego określenia kolorów, do czego również może pomódz załączona tablica. Szereg D przedstawia kolory jaskrawe w ich maksymalnych nasyceniach, przyczem, kolory z natury swej ciemniejsze, utrzymane są w sile jasności równej zupełnie nasyconemu cynobrowi chińskiemu. Obok pochodnych tych ostatnich kolorów w kierunku czarnym, dodane są ich ciemniejsze tony, które co do nasycenia silniejsze są od swoich pochodnych w kierunku białego, równoznacznych w jasności z cynobrem chińskim. Szeregi A, B i C przedstawiają pochodne w kierunku czarnego, E i F w kierunku białego, od wszystkich kolorów w widma oznaczonych liczbami od 1 — 18. Liczby 19 i 20 oznaczają pochodne kolorowe: fioletowo - pomarańczowe i zielonoczerwone. 

Szereg D przedstawia kolory następujące: „Liczba 1 = czerwony = cynober chiński,  2 — pomarańczowo - czerwony = cynober francuski, 3 = czerwono - pomarańczowy = minia, 4 = pomarańczowo - żółty = kadmium pomarańczowe, 5 = żółty = kadmium jasne, 6 = cytrynowo - żółty = kadmium cytrynowe, 7 = zielono - żółty — kadmium cytrynowe z zielenią szmaragową,  8 = żółtozielony = zieleń szmar. z kadm. cytr., 9 = zielony = cynober zielony, 10 = zimny zielony = grynszpan, 11 = niebiesko - zielony = oxyd., 12 = zielono - niebieski = oxyd z błękitem pruskim, 13 = zimny niebieski = błękit pruski, 14 = niebieski = kobalt, 15 = ciepły niebieski = ultramaryna, 16 = fjoletowy = fjolet anilinowy, 17 = fjoletowo - purpurowy = fjol. an. z laką czerwoną, 18 = purpurowy = laka czerwona.”

Przymiotniki zimny i ciepły, używane są powszechnie dla oznaczenia kolorów zbliżonych do niebieskiego końca widma, odpowiadającego zrefleksowanym niebem cieniom, względnie zbliżonych do końca czerwonego odpowiadającego żółtawemu blaskowi słońca i kolorom ognistym.

Z powodu niemożności podania w kolorowych reprodukcjach niżej opisanych zestawień, oznaczać będziemy kolory literami i liczbami i każdy może z łatwością, dobierając kolory według tablicy, porównać ich zestawienia z tekstem, przyczem kształty obu lub więcej plam powinny być najprostsze, np. stykające się ze sobą dwa kwadraty.

Przedewszystkiem rzucają się w oczy kolory najsilniejszego przeciwieństwa, kolory dopełniające. Mają one, ze wszystkich wogóle zestawień, w najwyższym stopniu tą właściwość, że stanowią pary jakby zupełnie sobie wystarczające, nie wymagające żadnego trzeciego elementu, aby znajdując się obok siebie stanowić zamkniętą w sobie jedność, której elementy potęgują tylko wzajemnie swoje nasycenie. Przykłady tych zestawień, które będziemy nazywać dwukolorowemi harmonjami zamkniętemi, stanowiącemi najprostszy element kombinacji barwnych, możemy otrzymać zestawiając np. następujące kolory: czerwony D1 i zimny zielony D10, czerwono-pomarańczowy D3 i zielononiebieski D12, żółty D5 i niebieski D14, cytrynowo-żółty D6 i fjoletowy D16, zielony D9 i purpurowy D18. Jeśli jeden z kolorów dopełniających nie będzie w maksymalnem nasyceniu, będzie on miał wskutek sąsiedztwa z drugim zupełnie nasyconym, pewne napięcie w kierunku pełnego nasycenia. Harmonje takie, których przykłady możemy otrzymać przez dodanie do kolorów szeregu D odpowiednich dopełniających ale pochodnych w białym lub czarnym kierunku, a więc odpowiedników z szeregów A, B i C lub E i F, będziemy nazywać harmonjami dwukolorowemi zamkniętemi o napięciu jednostronnem. Jeśli wyobrazimy sobie oba kolory dopełniające, jako pochodne w kierunku białego lub czarnego a więc powyższe kombinacje, ale w szeregach A lub F np. otrzymamy dwukolorowe harmonje zamknięte pochodne o obustronnem napięciu, które będzie tem mniejsze, im więcej dane kolory zbliżać się będą do białego lub czarnego. O ile jeden z elementów weźmiemy pochodnym w kierunku białym w szeregu F np. drugi zaś w czarnym np. w szeregu B, otrzymamy wtedy harmonje zamknięte pochodne rozbieżne, które w granicy ostatecznej zdążają do harmonji obojętnei, czarnej barwy z białą, od elementów w której biorąc pochodne czarne i białe, otrzymujemy cały szereg harmonji szarych tj. obojętnych pochodnych. Biorąc pochodne czarne nie zaczynając od szeregu D, lecz od E i F np. lub też białe wychodząc z szeregów A, B i C otrzymamy barwy szaro-kolorowe, czyli przyćmione, do których stosując powyższe kombinacje możemy otrzymać np. harmonje zamknięte obustronnie lub jednostronnie napięte i obie: albo jedno albo obustronnie przyćmione, np. pochodne czarne od harmonji E1 i E10, lub białe od harmonji B6 i B16, albo też kombinacja jednostronnie napięta D1 i B10, w której zamiast B10 weźmiemy jej pochodną w kierunku białym lub też np. zestawienie rozbieżne E1 i B10 jako pochodne: czarną E1 i białą B10 i tp.

Harmonje zamknięte o jednostronnem napięciu, musimy z powodu zasadniczych właściwości niektórych kolorów rozróżnić dwojakiego rodzaju: 

a) złożone z tonów, mało różniących się nasyceniem, a więcej dodatkiem barwy białej, której dodanie mało zmienia jakość samego koloru. Będą tu należeć wszystkie kombinacje szeregu D z szeregami E i F i kombinacje szeregów D, E, F z szeregami A, B i C, ale tylko dla tonów począwszy od liczby 13 — 18, tj. dla tych, które mogą być brane w stopniu ciemności wyższym od czerwonego D1, bez utraty swego nasycenia. Np. dla kombinacji tonów żółtych z natury jaśniejszych, z tonami niebieskiemi z natury ciemniejszymi, w celu otrzymania harmonji o jednostronnem napięciu, nie będziemy mogli brać żółtych 4, 5, 6 poniżej szeregu D, ponieważ tony czarno-żółte są właściwie innemi jakościowo kolorami, które można określić jako pochodne żółto zielone od czarnego, lub czarne od żółtozielonego. To samo stosuje się tylko w mniejszym stopniu do czerwonych. Liczby 1 i 2 szeregu G, możemy uznać jeszcze za czerwone, ale pochodne szeregów A i B mają wyraźną domieszkę żółtego. Tony błękitne zaś, oprócz ciemnych, nasyconych, które możemy używać zamiast pochodnych w kierunku czarnym, równych z niemi co do ciemności, tracą w kierunku czarnym nasycenie o wiele słabiej, zachowując wyraźnie ślady swego pochodzenia.

b) złożone z tonów różniących się już jakościowo od ich protoplastów z szeregu D, a więc tonów: 1, 2, 3, 4. 5 i 6, szeregów A, B i C, które z odpowiednimi dopełniającemi czystemi lub pochodnemi, tworzyć będą harmonje, których nie możemy nazwać ściśle zamkniętymi z powodu niedokładnego dopełniania się pochodnych czarnych od ciepłego końca widma, do odpowiednich błękitów i fjoletów. Te to harmonje pół-zamknięte stanowią przejście do harmonji otwartych, tj. mających w sobie jakby napięcie w kierunku jakiegoś koloru trzeciego, który dodany do nich zamyka całość w trójkolorowe harmonje zamknięte, na kombinacjach których głównie opiera się malarstwo. Kolor taki, zamykający daną harmonję otwartą nazywamy kolorem rozwiązującym. Możemy odróżnić trzy zasadnicze grupy dwukolorowych harmonji otwartych, składających się z kolorów czystych czyli nasyconych, a mianowicie: 

I. Harmonje otwarte dalekiego sąsiedztwa w szeregu D np. czerwonego D1 i zimno-niebieskiego D13, czerwono-pomarańczowego D3 i zielonego D9, zielonego D9 i fjoletowego D16, żołtego D5 i fjoletowej purpury D 17.

II. Harmonje otwarte blizkiego pokrewieństwa czyli następcze, niedomagające się koniecznie koloru rozwiązującego, ale bardziej dalszego ciągu następstwa w jedną lub drugą stronę, zbliżone do częściowych ciągłości widma między punktami zwrotnemi kolorów głównych. Np. czerwony D1 i czerwono - pomarańczowy D3 , pomarańczowo-żółty D4 i cytrynowożólty D6, żółto-zielony D8 i zimny zielony D10, niebieski D14 i fjoletowy D16 lub też zestawienia jeszcze bliżej sąsiadujących ze sobą kolorów.

III. Harmonje otwarte dalekiego pokrewieństwa, a mianowicie: czerwony D1 i cytrynowo-żółty D6, żółty D5 i zielony D9, zimny zielony D1 i niebieski D13, niebieski D13 i purpura D18, purpura D18 i żółty D5, fjolet D16 i czerwony D1. Możemy dalej pomyśleć jeden z kolorów harmonji otwartej, jako pochodną w kierunku czarnym lub białym i wtedy kolor o natężeniu słabszem, będzie miał pewne napięcie w kierunku dopełniającego do silniejszego. Np. dla pierwszej grupy kombinacjami takiemi będą D1 i B13, lub D9 i F3, dla drugiej D1 i B3, lub D8 i A10, dla trzeciej D1 i C6, lub D5 i B9. Podobnie możemy z harmonji otwartych otrzymać dalej takowe rozbieżne i przyćmione. Jeśli jednak w grupie IlI-ciej będziemy prowadzić do rozbieżności czarno-białej oba elementy zestawień, to przy pewnych, niezbyt zbliżonych do harmonji obojętnej kombinacjach, możemy dojść do tego że całość będzie razić oko w sposób bardzo nieprzyjemny. Szczególniej będzie to rażące po stronie pochodnych w kierunku czarności ciepłej strony widma i pochodnych zielonych, wskutek zasadniczej brudności takowych. Weźmy np. zestawienia: C1 i D6, F18 i C5 , F11 i B13, a otrzymamy najprostsze dysharmonje dwukolorowe, szczególniej przykre w tonacjach ciepłych.

Twierdzenie. Im bardziej oddalamy się od kolorów dopełniających, kolorów dalekiego sąsiedztwa i blizko ze sobą pokrewnych, tem łatwiej, przy jednoczesnem braniu pochodnych czarnych, białych lub szarych, natrafić na dysharmonję kolorów. Dysharmonje mają swój punkt kulminacyjny, poza którym przy dalszej rozbieżności lub przyćmieniu obustronnem, stają się podobne do harmonji obojętnej i jej szarych pochodnych. Przykłady tego możemy otrzymać biorąc np. A1 i F6, B11 i B14 lub też pochodną przyćmioną (szarą) od zestawienia F18 i C5 , a więc szaro- purpurowy i szaro-żółty. Widzimy, że zestawienie grupy III-ej są jakby w równowadze niestałej, tylko w jednym maksymalnym stanie nasycenia tworzą one harmonje, a najmniejsze wychylenie się poza stan ten któregoś z elementów, szczególniej w kierunku czarnym, sprowadza brak równowagi kolorystyczny dysonans (Kakochromię).

Wracając do harmonji zamkniętych musimy jeszcze zaznaczyć istnienie klasy harmonji zamkniętych półdopełniających czystych, w których jeden z elementów stanowi, nie kolor dopełniający do drugiego, tylko jeden z kolorów blizkiego pokrewieństwa w stosunku do pierwszego. Np. tego rodzaju zestawienia: tworzą czerwony D1 i zielono-żółty D7, purpura D18 i zielono-niebieski D12, czerwono- pomarańczowy D3 i niebieski D14, fjoletowa purpura D17 i żółty D5. Są to według nas najprzyjemniejsze dla oka ze wszystkich czystych dwubarwnych zestawień. Również pochodne tej grupy są daleko spokojniejsze od odpowiednich pochodnych grupy kolorów dopełniających. 

Jak dodając trzeci kolor do dwukolorowych harmonji otwartych, możemy uczynić z nich trójbarwne zamknięte, tak samo dodając trzeci odpowiedni kolor do dwubarwnych dysharmonji, możemy zmienić je w trójbarwne harmonje niezamknięte, domagające się czwartego koloru, aby stać się czworo bawnemi zakniętemi. Naturalnie zależnie od użytych kombinacji, tylko do pewnych granic można posuwać dysharmonję kolorów, poza któremi nie będzie już rozwiązującego koloru, któryby daną dysharmonję w harmonję mógł zamienić. Przedtem nim będziemy mówić o kolorach rozwiązujących, musimy się zastanowić nad pojęciem dysharmonji, któreśmy tu wprowadzili.

Dlaczego pewne kombinacje kolorów jako takie, tzn. niezależnie od ich znaczenia w danym dziele sztuki, są przyjemne dla oka lub nie, pozostaje na razie do pewnego stopnia tajemnicą. Dlaczego np. dopełniające kolory tworzą pewne zamknięte całości, można sobie wytłomaczyć tem właśnie, że potęgują one wzajemnie swoje własne natężenia. To samo stosuje się i do pochodnych w których nie bardzo odbiegamy od dopełniającego charakteru.

W przeciwieństwie do tych zestawień dysharmonijne kombinacje nie tylko domagają się zamknięcia kolorem rozwiązującym; jest w tem czysto negatywna potrzeba usunięcia nieprzyjemnego wrażenia. Dlaczego tak jest, nie udało się nam znaleźć żadnych przyczyn; genetycznie z trudnością daje się to wytłomaczyć. Zdolność odczuwania barw jest niezmiernie różnorodną nawet u ludzi wychowanych w tych samych warunkach klimatycznych, jak to dowodzą różne stopnie ślepoty barwnej (daltonizmu); cóż zaś dopiero mówić o ludziach żyjących w zupełnie różnych co do koloru okolicach. Dla nas kolor zielony i jego pochodne, na równi ze wszystkiemi odcieniami białego, będzie stosunkowo dość zwykłym, wskutek zieloności letniej i białości, śniegów, dla Araba żyjącego w pustyni, kolor zielony jest właśnie wyjątkowym, jak również biały, a najzwyklejszymi będą żółte i pomarańczowe tony pustyni, spotęgowane wiecznie błękitnem niebem. Oprócz tej zwykłości lub niezwykłości pewnych kombinacji, zależnej u danych ludów od otoczenia w którem żyją, różne kolory posiadają różne uczuciowe współczynniki. Ogólnie, ciemne będą związane uczuciami strachu i smutku, a jasne z uczuciem pogody i radości, wskutek zasadniczego przeciwieństwa dnia i nocy. Kolory obojętne czarny i biały, używane są jako symbole nicości i dlatego wyrażają żałobę po śmierci jako barwy nocy i zimy. Kolor czerwony, jako kolor ognia i niebieski, jako zabarwienie nieba i dalekich horyzontów, mają znowu zupełnie specjalne zabarwienie uczuciowe. Charakter więc danych harmonii będzie zależnym do pewnego stopnia od tego, jakie uczuciowe spółczynniki odpowiadają wchodzącym w ich skład kolorom. Rozważanie jednak genezy tych spółczynników i tzw. „symboliki barw” nie jest w tej chwili naszym celem. Nam chodzi o skonstatowanie istnienia pewnych stałych stosunków między kolorami, a za punkt wyjścia bierzemy psychologię przeciętnego europejczyka, nie daltonisty.

Wracając do grupy III-ciej widzimy, że wyjątkowe miejsce zajmują w niej fiolet i cytrynowy żółty, które to kolory mają w przeciwieństwie do innych jedną tylko barwę daleko pokrewną i tworzą same zestawienie dopełniające. 

Twierdzenie. Fiolet harmonizuje we wszystkich swoich pochodnych czarnych, białych i szarych ze wszystkiemi kolorami i wszystkiemi ich pochodnemi; z wyjątkiem pewnych białych swoich pochodnych nie harmonizujących z ciemnym zielonym D11.

Twierdzenie. Cytrynowo żółty harmonizuje ze wszystkiemi barwami w pochodnych swoich w kierunku białym, z wyjątkiem pochodnych czerwonego, pomarańczowego i purpury w ich pochodnych czarnych i szarych, w swych zaś pochodnych czarnych, harmonizuje ze wszystkiemi, z wyjątkiem białych pochodnych od zielonych i zielono-niebieskich.

Oprócz powyższych klasyfikacji, możemy jeszcze odróżnić pochodne danych kolorów nie w kierunkach obojętnych, ale w kierunkach innych kolorów czystych lub pochodnych, zaznaczając przytem, że pewne mieszaniny, mimo różnych składników, mogą mieć wygląd identyczny np. pochodne purpury w kierunku żółtym mogą być w środkowych stopniach identyczne z takiemi stopniami pochodnych, czerwonego w kierunku zielonym. Z powyższego widać, że ilość dysharmonii dwubarwnych jest stosunkowo mała; inaczej rzecz się ma jeśli będziemy rozpatrywać zestawienie trójbarwne. 

Do każdej z harmonii dopełniających o napięciu obustronnem, możemy sobie wyobrazić dodany jeden z kolorów innej pary dopełniającej. Będzie on tworzył z jedną z tych barw harmonię, albo: a) niezamkniętą dalekiego sąsiedztwa albo: b) następczą albo: c) daleko pokrewną, albo: d) półdopełniającą z wyjątkiem kombinacji specjalnej czerwonego D1 z żółtym D5 jedynej czystej dwubarwnej dysharmonji, którą tylko jeden jedyny fiolet w trójbarwną harmonję rozwiązuje i która ze wszystkiemi innemi kolorami po kolei daje trójbarwne dysharinonje, tem słabsze, im więcej trzeci kolor zaczynając od cytrynowo żółtego zbliża się do fioletu. Oczywiście nie mówimy o tonach pomarańczowo czerwonych lub pomarańczowych wstawionych pomiędzy powyższe dwa kolory, ponieważ wtedy dostalibyśmy trójbarwne następstwa i dysharmonja zostałaby usunięta. Również purpura dodana od strony czerwonej, podziałałaby tu cokolwiek łagodząco, jakkolwiek w dużo mniejszym stopniu.

Z drugą barwą dodana trzecia, tworzyć będzie jeden z tych związków, których nie utworzyła z pierwszą, z wyjątkiem pewnych połączeń grupy niebiesko-żółtej. Widać z tąd, że najjadowitszą ze wszystkich kombinacji trójbarwnych będzie dopełniająca para czerwono-zielona z dodanym żółtym, ponieważ oprócz absolutnej dysharmonii czerwono-żółtej, zielony z żółtym tworzy najmniej harmonijną kombinację III-ciej grupy, w czem zupełnie zatraca się przyjemność jaką sprawia dopełniająca się para, Drugą z rzędu dysharmonją trójbarwną będzie para żółto-niebieska, z dodanym zielonym, który tworzy z zieloną i niebieską zestawienie grupy III-ciej, trzecią, kombinacja purpury z tą samą parą. Inne kombinacje trój-barwne są harmoniami, z których najidealniejsze są te, w których występuje zestawienie grupy II-giej z jednej i pół-dopełniające z drugiej strony. W wypadku tym, kolor poprzednio dopełniający, staje się rozwiązującym utworzoną w ten sposób harmonię następczą, która staje się zamkniętą tracąc nieograniczoność możliwego następstwa, tak w jedną, jak drugą stronę. 

W harmonii następczej, im więcej pomyślimy blizko pokrewnych tonów obok siebie, tem bardziej traci ona swoją otwartość, aż wreszcie z chwilą dojścia do punktu zwrotnego, w którym zaczyna się zupełnie inny jakościowo kolor, następstwo staje się z otwartego zamkniętem. Widzimy, że w pełnej ilości tonów, która zależy od gwałtowności różnic, harmonie następcze tworzą wystarczające sobie całości, podobnie jak dopełniające się kolory, czyli jak to przez analogię do muzyki wyrażamy kolorowe gamy. Możemy rozróżnić 5 gam głównych, od czterech kolorów głównych i fioletu, od którego zaczynająca się gama czyni z widma zamknięte koło. Będą więc gamy: 1) czerwona, od purpury do pomarańczowego, 2) żółta (od żółtego pomarańczu do żółto-zielonego, 3) zielona od (żółto-zielonego do niebiesko-zielonego, 4) niebieska (od niebiesko-zielonego do fioletu i 5) fioletowa (od fioletu do purpury). Jak widzimy granice gam nie dadzą się ściśle oznaczyć, mimo że mamy poczucie istnienia tych granic w pewnych małych interwałach.

W zestawieniach trój-barwnych również wyjątkowe miejsce zajmuje fiolet, który we wszystkich kombinacjach, albo tworzy naidealniejsze harmonie, lub stanowi kolor rozwiązujący dla całości. Najbardziej natężona przy największej różnorodności jest harmonia trój-barwna czerwonego D1, zielonego zimnego D10 i fioletu D16, w której niewiadomo czy fiolet czy czerwony jest rozwiązującym. Harmonia ta najlepiej trzyma się jako trójbarwna bez przeciwwagi któregoś z kolorów nad dwoma innemi.

Kolory rozwiązujące. Związek koloru z kompozycją Kompozycje kolorowe przewrotne:

Kolor rozwiązujący musi być zasadniczo różny od wszystkich tych, które rozwiązuje, w żadnym więc razie nie może tworzyć z jednym z nich harmonii następczej. O ile słabsze w nasycaniu kolory rozwiązane będą mocniejszym, będziemy nazywać rozwiązanie prostem tub normalnem, w przeciwnym wypadku przewrotnem lub perwersyjnem. Im słabsze są nasycenia kolorów, tern większa może być różnorodność kombinacji i tem szerszy zakres kolorów rozwiązujących. Im wyżej idziemy w nasyceniu, czyli czystości barw, zwęża się zaraz więcej sfera dowolności koloru, rozwiązującego harmonijnie daną kombinację. Możemy założyć rozwiązanie nieharmonijne, w którem kolor rozwiązujący zamyka daną masę kolorów w jedną nierozerwalną całość kolorystyczną, właśnie przez to, że tworzy z nimi rażące dysharmonje, jednak nie da się to pomyśleć w abstrakcji od kompozycji, ponieważ w formie kolorowych kwadratów będziemy mieli tylko przykre wrażenie od kolorów jako takie. Dopiero w pewnych proporcjach, rozmieszczone w pewnych miejscach danej płaszczyzny i pewnych kształtach kolorowe pola, mogą tę rolę mimo dysharmonii odegrać. Weźmy np. szereg pochodnych niebieskiego D14 w kierunku czerwonym D2 i całość jako pochodną w kierunku czarnym i gamę pomarańczowo żółtą D3... D5 tak, aby żółty koniec stykał się z czarno-czerwonym, a pomarańczowym z czarno-niebieskim. Większa część elementów jednego szeregu z elementami drugiego tworzy silną dysharmonię, zmniejszającą się przez przejście w końcu czarno-niebiesko = pomarańczowym w harmonię pół-dopełniającą o jednostronnem napięciu. Odgraniczając te dwa szeregi paskiem czarnym, białym lub szarym, zmniejszymy tylko nieznacznie przykre wrażenie. Tej samej grubości pasek fioletu D16 lub fioletowej purpury D17 uczyni całość harmonijną, przy końcu D14 — D3. Zamiast fioletu weźmy taki pasek zielony D9. Dysharmonia większa jest niż wtedy, gdy oba szeregi stykały się ze sobą bezpośrednio. Jednak wskutek nasycenia zieleni i ciemności jej w stosunku do gamy D3... D5, wrażenie całości większe jest niż przy dwóch szeregach samych ze sobą. Jeśli jednak weźmiemy pochodną zimnego zielonego w kierunku białym F10, nie rozwiąże ona dysharmonii w nieharmonijny sposób, tylko całość, przy spotęgowaniu wrażeniu nieprzyjemności, przestanie zupełnie robić wrażenie jedności. Jeśli danej kombinacji wielu kolorów w żaden sposób nie możemy związać w całość jednym, a nawet kilkoma rozwiązującemi kolorami, będziemy ją nazywać dysharmonją absolutną, która jednak przy odpowiednim rozwiązaniu kolorów, w pewnej całości może mieć znaczenie artystyczne. Weźmy np. dysharmonje następujące w postaci kwadratów stykających się ze sobą; a) szarą pochodną (pojęcia szary używamy jako odpowiadającego szaremu środkowemu w dowolnej skali między czarną a białą) zielono zimnego D10, pomarańczowy D3, purpurę F i 8 i żółty D5, b) szarą pochodną pomarańczowego E3, czarno-czerwony B1, i niebiesko-zielony D11, c) niebiesko-zielony E11, pochodną fjoletu i pomarańczowego D19 i szarą pochodną pomarańczowego D4; trzy te dyharmonje rozwiązują się w harmonje: a i b paskiem fjoletu u góry lub u dołu a c, takim że paskiem pomarańczowego D3. Jeśli weźmiemy kombinacje następujące: a) C3, D5, E8 i B2; b) C2, D5. C4 i E11; i c) C13 bis, E17, C1, E12 i C5; lub d) C13 bis. C3, i D8, stanowiące dysharmonje absolutne, możemy zmniejszyć ich nieprzyjemne wrażenie dołączając odpowiedni pasek fjoletu w wypadku a i b, czerwonego D1 w c i purpury fjoletowej w d, ale nie usuniemy całkowicie dysharmonji.

Najwspanialszym naszych czasów przykładem rozwiązywania bardzo natężonych i różnorodnych harmonji i dysharmonji, przy pomocy odpowiednio dobranych kolorów rozwiązujących są obrazy Pawła Gauguin’a. Jego „Taitianska Wenus” była własność Faillet’a w Paryżu, która znajduje się obecnie w galeryi Szczukina w Moskwie, dokąd sprzedano ją za kilkadziesiąt tysięcy rubli, w parę lat po nieomal głodowej śmierci artysty, jest tego najklasyczniejszym okazem. Ponura harmonja brązowego ciała na tle szmaragdowej zieleni, przecięta jasnożółtawo-zielonawą chustką, rozwiązuje się czerwoną massą wachlarza, którego czerwień zjawia się jeszcze raz w pomarańczowych i fioletowych pochodnych w postaci owoców w lewym dolnym rogu obrazu. Ten czerwony kolor, uwydatniony przez okrągłą formę wachlarza, niepowtarzającą się już nigdzie więcej, trzyma również swą siłą całą massę górną kompozycyi, w której szare fiolety i granaty rozwiązują się, niezależnie, od rozwiązania całości, żóltemi wydłużonemi plamami liści i drobnemi pomarańczowemi listkami krzewów, stanowiącemi przejście do głównej czerwieni. Widzimy jak kolory rozwiązujące stanowią tu gamę od żółtego do czerwieni, gamę, której najsilniejszy ton rozwiązuje wszystkie ciemne harmonje głównych mass obrazu. Cała sztuka operowania silnemi, normalnemi harmonjami, przy jednoczesnem uniknięciu nużącej monotonji silnych natężeń ze względu na stosunkowo małą ilość najbardziej natężonych barw, polega na wybieraniu pochodnych barw tych we właściwym kierunku, przy minimalnem zmienianiu ich natężeń i odpowiednich kolorach rozwiązujących, przy stosownym wyborze ich miejsca i formy ich mass. W tem Gauguin, szczególniej w gamie czerwonej, jest niezrównanym mistrzem. Pozornie, szczególniej dla ludzi, którzy z kolorami nie wiele mają do czynienia, cechuje tę sferę twórczości zupełna dowolność, z chwilą kiedy artysta nie stawia sobie za zadanie możliwie wierne i dokładne odtworzenie danego stanu natury. Tak jednak nie jest. Jest pewna ograniczona ilość rozwiązań, przy danych założeniach, zupełnie niezależnych od stanów natury, wyznaczonych jedynie jednolitością kolorystyczną danego dzieła w związku z kompozycyą, o ile naturalnie o tę jedność danemu artyście chodzi i nie używa on normalnych harmonji i rozwiązań w jednej części obrazu, a przyćmionych i brudnych w drugiej, czego wymagają czasem naturalistyczne założenia. Z tego punktu widzenia ograniczoność jest daleko większa po stronie normalnych czyli prostych rozwiązań.

O ile weźmie się dowolnych pięć kolorów np, to szósty jest już w pewien sposób wyznaczony; jest pewna matematyka o której mało wiedzą „znawcy sztuki" i którą wartoby opracować. Dla tego jednak trzeba pewnej klasyfikacji, którą w bardzo grubych zarysach, na ile nam pozwalało własne doświadczenie staraliśmy się przeprowadzić, oczywiście nie zamierzając stawiać tu jakichś granic dla twórczości, która polega właśnie na tworzeniu nowych, nieznanych i nieprzewidzianych kombinacyi. Krąg jednak nowych wartości w tym kierunku, zacieśnia się według nas coraz bardziej, jak pętla zaciągająca się powoli na szyi skazańca, która ostatecznie zadusić go musi, tembardziej, że na tle natężonych harmonji przewrotnych opartych na zasadniczych dysharmonjach, co jest charakterystycznem dla naszych czasów, zblazowanie wzrokowe postępuje coraz gwałtowniej i uniemożliwia reagowanie na stosunkowo bogatsze sfery pochodnych harmonji prostych. Weźmy jakąkolwiek dysharmonję trójbarwną natężoną np. czerwony D1 i zimno-zielony D10 w postaci kwadratów, z dodanym u góry pasem żółtym D5. Możemy ją, zachowując do pewnego stopnia początkową wartość kolorów w pewnych granicach, zharmonizować. Mamy na to pięć sposobów: 1) doprowadzić ją do stopnia czarności, w którym przestaje być dysharmonją, a więc biorąc zamiast D1, D10, D5, tony np. B1, B 10, i B 5, 2) doprowadzić do odpowiedniego stopnia białości a więc wziąść to n y F1 , F10, F5; 3) do odpowiedniego stopnia szarości biorąc przyćmione pochodne tonów czystych szeregu D lub czarne pochodne szeregów C i F. 4) Wziąść całą dysharmonję jako pochodną w kierunku danego koloru np. niebieskiego; czerwony stanie się fioletowym czerwonym C19, żółty, żółtym zielonkawym D7, a zielony — zielono-niebieskim D11, z czego widać że wszystkie dysharmonję mogą się stać harmonjami, za cenę utraty natężenia i przeciwieństwa składających je kolorów. 5) Wziąć pochodne dla każdego elementu w kierunku innej barwy np. żółty przesunąć w kierunku pomarańczowym na D4, zielony w czerwonym np. B20, a czerwony we fioletowy (kombinacja D1 z D17). Oczywiście pojęcie harmonizowania tych samych barw jest tylko wygodnym sposobem wyrażenia się; mówimy tylko o pozostającem podobieństwie tych barw do barw głównych. W istocie mamy bowiem w powyższych przypadkach, szczególniej w dwóch ostatnich, do czynienia z jakościowo różnemi barwami.

Wszystkie barwy, o których tu mowa odnosimy do tła białego, jednak ta sam a co do swoich składników i ich proporcji barwa na różnych tłach będzie zupełnie różnie wyglądać, np. pochodną od czerwono-pomarańczowego C3, na tle intensywnie błękitnem możemy określić jako pochodną od pomarańczowożółtego; na tle zielonem jako pochodną czerwonego D2, a na pomarańczowo żółtem D3 będzie ona przedstawiała się jako pochodna w kierunku fioletu E19. 

Po za pewnemi granicami nasycenia jednak, dana barwa będzie dla nas niezależnie od tła zawsze zieloną lub czerwoną np. z małym tylko współczynnikiem odpowiedniego koloru dopełniającego.

Wszystkie powyższe przykłady, każdy kogo to interesować będzie, może z łatwością przerobić, przy pomocy kilku pastylek akwarelowych i załączonej tablicy. Chodzi nam tu o zwrócenie uwagi na te stosunki kolorów, które są niezależne od podobieństwa obrazów do danych wycinków natury

To jakie dana harmonja lub dysharmonja robi wrażenie zależy, w takim samym prawie stopniu, od składających ją kolorów, jak od tego, w jakim stosunku wielkości, płaszczyzny nimi pokryte zajmują pole widzenia lub daną płaszczyznę ograniczoną, a także od tego jakie są kształty płaszczyzn częściowych. Działanie dwóch np. kolorów na siebie zależne jest od oddalenia ich od siebie i od tego jakie kolory odgraniczają je od siebie. W ten sposób dwa lub więcej kolorów stanowiących kompletne dysharmonje, o ilę będziemy je rozpatrywać oddzielnie w postaci, sąsiadujących ze sobą kwadratów na białem tle, lub naodwrót będących idealnemi harmonjami, mogą się nam wydać zupełnie innemi, jeśli będą pokrywać różnej wielkości i kształtu pola na danej płaszczyźnie, pokrytej corazto innemi kolorami o różnych formach nimi zapełnionych. Przytem całe pewne harmonje, nie tylko pojedyncze kolory mogą odegrywać rolę rozwiązujących w stosunku do całości, przyczem same mogą być znów rozwiązane jednym tylko kolorem, stanowiącym przez to klucz do całości, kolorem który sam mógłby być bezsilnym w rozwiązaniu wszystkich zestawień. Oddzielenie kompozycji od harmonji barw, nawet jeśli mamy do czynienia tylko z obojętnemi czarną i białą i ich pochodnemi, jest już wysoką abstrakcją i czynimy to jedynie dla wygody opisu niezmiernie zawiłych stosunków jakie w tej sterze panu ­ją. Musimy tu zaznaczyć, że dana płaszczyzna, rozdzielona jedną tylko linją, choćby nawet nie była ona ciągłą lecz bardzo zawiłą i choćby obie części były zapełnione dwoma różnemi kolorami, nie będzie według nas kompozycją. Nie będziemy bowiem w stanie określić, która z danych mass, na której się rysuje, chyba że np. przy kombinacji czarnej z jasno-błękitną barwą, użyjemy asocyacyi ze świata zewnętrznego i będziemy czarną massę starać się widzieć jako góry np. a niebieską jako niebo. Trzecia linja dopiero, rozdzielająca którąkolwiek z danych mass, usuwając oscylację ich między sobą czyni z danej płaszczyzny znieruchomiała, jednoznacznie określoną całość.

często słyszy się zdania: „ach co za okropne kolory" lub: „przecież w naturze nic podobnego niema", dlatego wypowiadane, że dana kombinacja nie przypomina zachodu słońca w Koprzywnicy, lub twarzy wujenki z Wądołów Górnych. Twarz bowiem powinna być „cielista" a zachód „w miarę czerwony". Wypowiedzenia tego rodzaju niezależne są bowiem od tego czy naprawdę dane kolory stanowią harmonję lub nie, czy mają sens w stosunku do całości danego dzieła.

Na określenie tego punktu, w którym zaczyna się lub kończy dozwolona harmonja, na wskazanie na jakie dysharmonje artysta ma prawo, a na jakie niema, nie mamy żadnych obiektywnych kryteryów. Możemy tylko, starając się wejść w założenie artysty, wypływające z idei czystej formy (t. j. połączenia kompozycji i kolorów w nierozerwalną jedność) a nie z chęci imitacji danego ,,zakątka świata” oceniać, które z danych kombinacji kolorów są dla nas z tego punktu widzenia istotne dla wrażenia od całości, a które nie.

Możemy próbować tego, zakrywając obojętnym (szarym) kolorem miejsce dla nas wątpliwe, czyli przeszkadzające przez swą dysharmonję, widzeniu wielości wszystkich kolorów jako jednej, koniecznie w jedność związanej całości. I tu jednak, sądy nasze będą do pewnego stopnia względne. Kompozycye kolorowe, opierające się na wyżej opisanych harmonjach prostych i ich kombinacjach, nie tworzących ze sobą dysharmonji, nazywać będziemy normalnemi czyli prostemi, w przeciwieństwie do tych, które będziemy musieli uznać za świadomie oparte na dysharmonjach lub przewrotnych rozwiązaniach i które będziemy nazywać przewrotnemi albo perwersyjnemi. 

Chodzi o to, (jeśli artysta dany jest zmuszony operować kombinacją barw przewrotną) aby zmusił on nas do przyjęcia, konieczności tej właśnie a nie innej kombinacji, abyśmy bez niej właśnie nie mogli danej wielości jako jedności zcałkować. Dana dysharmonja może być, o ile nie zajmuje głównych tematów kompozycji „wchłonięta w ten sposób w harmonijną całość, że jako taka przestanie być widoczna i będzie tylko potęgować harmonijność innych zestawień. Jeśli jednak jeden z tematów głównych lub pobocznych, będzie rażącą dysharmonją, której otoczenie nic z jej jadowitości ująć nie zdoła, musimy postarać się zrozumieć jej znaczenie dla całości, jako jednego z elementów jej jedności i dopiero przy zupełnej nie możliwości takiego pojmowania, możemy wrażenie nasze uzasadnić jako błąd artysty, oczywiście z naszego subjektywnego punktu widzenia lub też odwrócić się ze wstrętem od danego dzieła lub artysty. Ale możemy to zrobić z czystem sumieniem jedynie, o ile staraliśmy się zrozumieć dane dzieło w istotnej jego czysto artystycznej treści, jako konstrukcję czystej formy a nie jako pewną warjację na temat zewnętrznego świata. Sądy nasze mogą, a nawet muszą być subjektywne, ale powinny być wydawane o tem, co jest istotą artystycznego wrażenia a nie o tem, co ze sztuką nic wspólnego niema. Na tem tle zwykle odbywają się wszystkie nieporozumienia między artystą a krytyką i publicznością.

Może być wypadek że cały obraz oparty jest jedynie na dysharmonji. Niezwykle piękny przykład tego znajdujemy w dwóch „portretach " Picasso ’a, z których jeden „przedstawia" kobietę w kapeluszu, drugi, grającą na gitarze. (Piszemy to jedynie w celu jednoznacznego określenia tych dzieł, ponieważ np. „kobieta grająca" jako taka niema nic wspólnego z istotną treścią drugiego obrazu). Całość kolorów obrazów tych, składa się jedynie z ochry (pochodna czarna od żółtego pomarańczowego C4) z zieleni szmaragdowej D11, czarnego i białego i pochodnych poprzednich barw w tych dwóch kierunkach; pierwsza para w czystym stanie jak i w swych białych pochodnych nie bardzo odbiegających od początku, stanowi rażące dysharmonje. Odpowiednie rozmieszczenie barw tych zupełnie niezależne od „przedstawionych" przedmiotów, przy którem te same tony powtarzają się na wszystkich massach kompozycji, rozmieszczenie, którego nie podobna teoretycznie wymyślić na zimno, które jest wynikiem niezmiernie silnego metafizycznego uczucia, szukającego bezpośrednio swego wyrazu w czystej formie i promieniejącego z płócien tych z demoniczną wprost potęgą, stanowi, że kombinacje tych kolorów, które wyrażając to w uczuciowych wykładnikach synestezji, są ponure, zimne, tępe i jadowito-kwaśne, tracą wszystkie swoje własności dysharmonji jako takiej, i dają całość jednolitą i potężną. Jakże łatwo byłoby rozwiązać całą tę piekielną dysharmonję, wprowadzając tam, gdziekolwiek bądź np. u góry tła pierwszego lub w okolicach „głowy" lub w „gitarze" w drugim z tych obrazów, tony ciemnego czerwonego fioletu B19 lub bladego pomarańczowego cynobru E2. Uspokojenie byłoby zupełne, przyczem obrazy te, (które może już w tej chwili nie istnieją gdyż były one w galerji Szczukina w Moskwie, w której króluje teraz niszczycielska dzicz) straciłyby całą swoją wściekłość i przewrotną potęgę. Patrząc na te arcydzieła naszych czasów, nie można pojąć jakim cudem te cztery kolory, z których dwa obojętne a dwa w prost wstrętne jak o takie i przypominające jakieś ekskrementy na zielonej trawie, mogą tworzyć tę przepiękną przewrotną harmonję, konieczną w swej przewrotności, jedynie przez niesłychanie skromne ale matematycznie pewnie takie a nie inne rozłożenie ich w wachlarzowatych gradacjach i kanciastych massach, w których samo ujęcie formy czyli tak zwana przez „znawców“ technika, jest tylko w swej dyskrecji i prostocie bezpretensjonalnem zamazaniem płaszczyzn.

Nie stawiając żadnych absolutnych kryterjów dla oceny doskonałości dzieł sztuki, musimy stwierdzić, że osiągnięcie harmonji w kolorach natężonych jest daleko trudniejsze, niż w ich pochodnych. O ile dany artysta ma predylekcję do tonów np. czarnych lub czarno-zielonych, daleko łatwiej osiąga efekty absolutnej harmonji, ponieważ wszystkie jego kolory harmonizują się w pewnej gamie, są jakby sprowadzone do wspólnego mianownika. Oczywiście można stworzyć rzeczy świetne w tonacjach szarych i nic nie warte używając całej tęczy ze wszystkiemi pochodnemi; zależy to od kompozycji, ujęcia formy i wszystkich tych czynników zanalizowanych poprzednio, które składają się na idealne dzieło sztuki.

Inna rzecz jest zamiłowanie do pewnych tonacji, a inna ułatwianie sobie rozwiązania, przez sztuczne t. zn. nie wypływające z założenia samego dzieła, harmonizowanie kolorów, przy niemożności innego wybrnięcia z sytuacji. Każdy artysta ma swoje specjalne gamy i swoje rozwiązania; w tem wyraża się jego indywidualność, raczej wyrażała się dawniej, bo dziś punkt ciężkości przesunięty jest w kierunku ujęcia formy, którego analiza będzie treścią następnego rozdziału. Jednak musimy stwierdzić, że poza objawami przewrotnemi, jak np. wspomniane dzieła Picassa lub niektóre pejzaże i portrety Van Gogha, w których przewrotność harmonji barw i kompozycji wypływa z samego założenia obrazu, większą wartość mają artyści używający pełni i tak zresztą ubogiego materjału naszych barwików. 

Zdolność harmonizowania jest przeważnie wrodzoną, ale szerokość skali, używanych harmonji zwykle się powiększa w miarę ogólnego rozwoju danych artystów. Przemianę taką widać doskonale u Van Gogha, który wyszedłszy z gamy bronzowej, z małemi dygresjami w kierunku czerwonym i zielonym, przez jedne z najwspanialszych harmonji prostych w naszych czasach stworzonych, doszedł do zupełnego nienasycenia kolorem, „wścieklizny barwnej," która przepaliła jego słaby mózg, tak, że światło natury stało się dlań ciemnem, a cień ryczał wszelkimi barwami i w końcu, musiało to wszystko znaleźć rozwiązanie w szaleństwie, które Van Gogh zwyciężył przed zupełnym upadkiem pakując sobie kulę w głowę w chwili jasnowidzenia: „Seine Kórpersschale war zu schwach urn seines Geistes Glut aushalten konnen”. Jako przeciwiewieństwo Van Gogha, jako przykład siły zrównoważonej, zjawiska tak rzadkiego w naszych czasach możemy postawić Gauguin'a tego ostatniego może wielkiego kolorysty naszych czasów, który przetworzył i bodaj czy nie wyczerpał definitywnie w naszych formach z bezprzykładną potęgą, harmonje proste, któremi operowali starzy przedrenesansowi mistrzowie. Każdy bowiem wielki artysta tworząc nowy świat form kompozycyjnych i harmonji, zamyka pewną drogę, która, tylko dla niego, jako dla odkrywcy była istotną, i na której może być tylko, nawet w pewnym sensie doskonalsze od pierwowzoru powtarzanie. Twórczość Gauguina była tą pieczęcią zamykającą, nie sztucznie odrodzony dawny, ale naturalnie powstały styl, mający jeszcze bezpośredni związek z przeszłością. Dalej roztwiera się nieskończone pozornie morze kolorystycznej perwersii, w którem ostatecznie musi znaleźć kres, każda samoistna, nie będąca powtarzaniem niczego twórczość. Przemiana form w sztuce jest pomimo drobnych wahań, zjawiskiem w wielkich okresach czasu tak samo nieodwracalnem, jak przemiana ustrojów społecznych. W sztuce bowiem z żadnego punktu widzenia niema postępu i tem różni się on a zasadniczo od wszystkich innych sfer działalności ludzkiej. Mogą być tylko zboczenia w kierunkach nieistotnych, z jednej jedynej drogi tworzenia jedności w wielości zobjektyzowanej, jako wyrażenie metafizycznej tajemnicy Istnienia.

Dzisiejsze „rozwydrzenie form“ leży właśnie na tej najistotniejszej linji i nie jest zboczeniem z niej, jak np. realizm, trwający od renesansu aż do naszych czasów i dlatego to, nie mogą sobie dać rady z oceną tych form „znawcy" i krytycy wierzący, że sztuka jest tylko interpretacją widzialnego świata. Do form dawnych mogą oni przykładać swoje miary z powodów zupełnie nieistotnych: względnego podobieństwa przedmiotów wyobrażonych na obrazach do natury, mogą mówić o mniej lub więcej doskonałych środkach odtwarzania świata widzialnego, które się dziś tak z postępem fotografji udoskonaliło, ale dla ocenienia ciągłości quatrocenta z Gauguinem i co ważniejsze z Picasso’em, nie mają oni odpowiednich zmysłów. O wytworzenie tego zmysłu u ludzi oglądających obrazy chodzi nam tu właśnie; jest to idealnem, ale w praktyce przynajmniej u nas nigdy nie spełnianem zadaniem krytyki. Nieporozumienie polega na tem, że „znawcy" nie wiedzą czego żądać od artystów. Nie można mieć pretensji do szewca, że nie umie kłóć świni, albo do rzeźnika że nie może zrobić butów. Jeśli się stoi na tym punkcie widzenia porozumienie się jest wykluczonem, a niema twardszej pracy jak nauczenie „znawcy sztuki" prawdziwego jej pojmowania. — Użyje on wszelkich środków aby trwać w swych błędach i nie widzieć jasnej jak słońce prawdy, dlatego, że poznanie jej musi go wytrącić z wygodnego stanowiska, w którem się ze swym autorytetem wylegiwał. Dlatego, że jak słusznie mówi Jerzy Sorel: „ce public, plus eclaire que studieux, ne déteste rien tant, que des. travaux capables de déranger sa quiétude habituelle. II aime a lire et ń s’instruire ń la condition que cela ne cause pas une grande fatigue." O ile by tak nie było, pożądanem byłoby, żeby już raz ktoś napisał, prawdziwą historję sztuki, historję przemiany form artystycznych: kompozycji, harmonj i barw i ujęcia formy, a nie historję obyczajów, zwyczajów, kostjumów i pojęć religijnych czy społecznych, wogóle wszystkich przemian, jakim ulega dusza i ciało ludzkie i jego różne okrywki. Niestety niema takiej książki u nas i pewno nigdy nie będzie.

Naturalna harmonja kolorów: Jest jeszcze jeden rodzaj harmonji kolorów wynikający z tego, że żyjemy w trój- (czy też jak twierdzi Poincare, w sześcio-) wymiarowej przestrzeni, że jesteśmy na planecie już ochłodzonej, że przyświeca nam słońce, które jest gwiazdą II-giej klasy, o blasku trochę żółtawym, świadczącym o tem, że jest ona już silnie szarpniętą zębem czasu, że oczy nasze pochodzące jeszcze od jakichś jurajskich prajaszczurów czy innych djabłów, są wychowane od miljonów lat na pewnych kombinacjach barwnych, na pewnej ograniczonej skali drgań eteru. Dlatego, „die Natur ist immer schön und immer hat recht und die Fehler und Irrthümer sind immer der Menschen “. Oczywiście wskutek potęgujących się różnic klimatu i kwestji wod ­nej, która groźnie się przedstawia z powodu ciągłego zmniejszania się ilości „wolnej-wody“ na powierzchni naszej planety, stosunki są tak różne; że nie wiadomo czy dla Lapończyka i Syngaleza kolory i ich kombinacje mają tę samą wartość. Jednak czas ten, różniczkowania się jest z pewnością daleko krótszym w stosunku do czasu samego powstawania naszego wzrokowego aparatu, kiedy wskutek gęstości atmosfery, przesyconej parą wodną i większego gorąca, stosunki były bardziej jednakowe. Kolory ciemne błękitnieją w oddali, jasne „ciepleją" w skutek obecności pary wodnej w atmosferze; cienie są „zimne" wskutek refleksu niebieskiego nieba, a światła ciepłe z powodu żółtego blasku naszej gwiazdy, co powiększa się jeszcze wieczorem i rano, ponieważ wtedy światło jej przechodzi przez grubsze warstwy pary absorbujące krótko-falistą część widma. Dlatego natura jest dla nas harmonijna, przez przyzwyczajenie) się do odwiecznych ciepło-zimnych kombinacji barw, w których żyli nasi przodkowie od lat tak wielu. Od czasu kiedy człowiek zaczął zmieniać materję według swej woli, sam począł wytwarzać środowiska w których żyje. Z początku trzymał się w zdobieniu wszystkiego, swego dawnego, pierwotnego instynktu i dlatego rzeczy dawne mają ten dziwny, niezgłębiony urok piękna, taki sam jaki mają drzewa kwiaty i zwierzęta, no i dawni ludzie: piękni i potężni. Tworząc coraz bardziej dla użytku, musiał się człowiek wyzbywać powoli w rosnącej komplikacji życia, swoich pierwotnych upodobań i tak powstały nasze miasta, w których tylko z wyjątkiem niektórych (dawniejszych) części z przyjemnością można iść na spacer, nasza potworna architektura, która już, ale specjalnie w nocnych swoich widokach, staje się dla nas czemś pięknem przez przyzwyczajenie i może być podnietą do artystycznych koncepcji. Użyteczna ohyda zajmuje miejsce nieużytecznego piękna, ale my zaczynamy przyzwyczajać się do niej i w patrzeniu na nią znajdować przewrotną przyjemność. Jest to też jeden z powodów oddalenia się od tego, co nazwaliśmy harmonją prostą w malarstwie, i przejścia do kombinacji barw przewrotnych. Walka z tą nowoczesną ohydą jest możliwa w zakresie sztuk zdobniczych i dała już piękne rezultaty. Dlaczego niemożliwem jest według nas „odrodzenie" w zakresie Sztuki Czystej, postaramy się wykazać w części IV-tej.

Strasznem jest to mianowicie, że o ile dawniej np. w Egipcie była przypuśćmy jedna świątynia w Memphis czy gdzieindziej, która była arcydziełem , a oprócz Faraona i kilku potentatów, którzy mieszkali w przepięknych pałacach, reszta ludzi gniła w jakichś lepiankach czy czemś podobnem, o tyle dziś mamy róże i nenufary na obiciach jakiejś trzeciorzędnej dziury „Wiktorji" czy „Astorji", ale niema świątyni któraby dorównywała tamtej. Niema bóstw strzegących Wielkiej Tajemnicy, dla których świątynię taką możnaby zbudować, ale zato piętrzą się potworne mrowiska drapaczy nieba, w których potworności znajdujemy już piękno, sprawiające dziką, przewrotną rozkosz.

Według naturalistycznej teorji możemy „wymalować" wszystko, nawet fantazje z innej planety, ale takie, któreby pod pewnymi warunkami istnieć mogły, jako układy rzeczy czy stworzeń w jakiejś, może odmiennej od naszej, rzeczywistej przestrzeni. Kierujemy się w ocenieniu ich, jeśli już nie zachodem słońca w Psiej Wólce czy też nosem (niefjoletowym) panny Józi, kasjerki z Kino, to w każdym razie pewną logiką budowy ciał i przedmiotów, prawem ciężkości a nade wszystko logiką oświetlenia i modelacji. Niech będzie sześć słońc, czternaście księżyców i dwadzieścia osiem kolorowych lampjonów, ich światło musi się załamywać na powierzchniach jakichś rzeczy, dawać refleksy na powierzchniach przedmiotów, których pod pewnemi warunkami moglibyśmy się dotknąć. Ten związek przestrzeni dotykowej z przestrzenią wzrokową jest to kryterjum naturalizmu dla ocenienia dzieła sztuki malarskiej; kryterjum zaś harmonji będzie logika oświetlenia przedmiotów przy danych źródłach światła o danych kolorach i pewne założenia co do właściwości danej atmosfery. 

Niech będzie sobie jasno-zielony zimny kolor (E11) i cytrynowo-żółty (D6) na tle brązowem (B1), dysharmonja krzycząca o pomstę do Nieba, dzisiejszy człowiek przyzwyczajony do wszystkiego na ulicach miast współczesnych pogodzi się z nią łatwo jako z taką, o ile jest naturalistą, czyli człowiekiem nierozumiejącym istoty twórczości malarskiej, byle mógł pojąć ów zielony kolor, jako kolor kanapy, (trudno wie Pan, taka była (lub być może) widać kanapa w jakimś pokoju, na planecie Aldebarana czy Syryusza), kolor „lokalny" tak zwany, żółto-cytrynowy, jako kolor pyska stworzenia na tej planecie, zrefleksowany kupą owoców z tej planety, na tle nieba które właśnie o pięćdziesiątej pierwszej godzinie tamtejszego piekielnego dnia czy nocy, przy wejściu czwartego i piątego księżyca z przeciwnej strony tamtejszego nieba, ma właśnie ów szatański ton brązowy. Niema granic dla naturalizmu, chyba że będziemy chcieli aby pod danym stopniem szerokości i długości geograficznej, wolno było tylko to malować, co pod tym właśnie stopniem dziać się może. Ale jak się przedstawi namalowany zachód słońca w Colombo na Cejlonie, dla mieszkańca Psiej Wólki i okolicznych przysiółków? O ile dla „dobrego rysunku" jest jeszcze objektywne kryterjum w postaci geometrj wykreślnej, o tyle gorzej jest daleko z naturalistyczną harmonją barw, o ile tak ją jak wyżej powiedziano, będziemy pojmować, a inaczej pojmować nie można, ponieważ musielibyśmy się zacieśnić nie tylko do „barw lokalnych" przedmiotów i różnic materji, ale do zupełnie lokalnych stosunków ludzkich, danego powiatu lub gminy, do znanych nam tylko z codziennego użytku form materji i nie marzyć o innych planetach naszego słońca i innych słońc Drogi Mlecznej, czego naturalizm nie chce nam wcale zabraniać.

Widzimy do jakich sprzeczności może doprowadzić nas przyjmowanie tak prostego pozornie pojęcia jak „natura” nawet w zakresie samej naturalistycznej teorji, kiedy chcemy trzymać się jej konsekwentnie.

A zresztą mogę oto powiedzieć przedstawiając ośmiobok wypełniony kaszą zupełnie niezrozumiałych linji i plam: „taki obraz wyobrażam sobie jako wiszący na ścianie pałacu królowej jednego z państw na planecie Antaresa. „Dobrze" odpowie mi „znawca sztuki" ale Pan skopiował, choćby w wyobraźni, już gotowy obraz, który niema żadnego sensu. Sztuka nie jest nawet takiem kopjowaniem, tylko odtworzeniem widzialnego świata”. „Nieprawda” odpowiem, „jest to część wnętrza tego domu. Czy Pan nie widzi czerwonego paska, odgraniczającego obraz od ramy, (naszej zwykłej ziemskiej ramy),  jest to kolor ściany tego domu”.

Mogę dalej podpisać w katalogu: „Wnętrze” 1000 koron lub „Martwa natura” (chyba obraz wiszący na ścianie jest martwą naturą) 500 koron (o ile naturalnie „ jury” nie odrzuci mego obrazu) i teoretycznie żaden naturalista nie może mieć do mnie pretensji, chociaż na wystawie wisi potworny bohomaz.


keyboard_arrow_up